English Español Français Deutsch Italiano Český Polski Русский Română Українська Português Eesti 中文 日本

Współczesna wiedza o Bogu, Ewolucji, sensie życia człowieka.
Metodologia duchowego doskonalenia się.

 
Przypowieść o tajemnicy modlitwy Jezusowej i osiąganiu wewnętrznej ciszy
 

Przypowieść o tajemnicy modlitwy Jezusowej i osiąganiu wewnętrznej ciszy

„Istnieje najwyższa modlitwa doskonałych —

… gdy przez niewysłowione westchnienia ducha

zbliżają się oni do Boga, Który widzi układ serca otwarty ”.

Z „nauk ascetycznych”

Nila z Synaju

„Istnieje stan polegający na postrzeganiu jedynego Boga i żarliwej miłości do Niego,

w którym umysł, ogarnięty i przeniknięty tą miłością,

rozmawia z Bogiem w najbardziej bezpośredni
sposób”.

Z „Przeglądu duchowej bitwy”

Jana Kasjana


Było to w niewielkim klasztorze, w którym mieszkał starzec o imieniu Zosima. Zdumiewające cuda towarzyszyły jego służeniu Bogu! Wiele ludzi szukało u niego porad, pomocy, uzdrowienia z chorób duszy i ciała.

Ale niewielu z nich szukało u niego wiedzy z zakresu poznania Miłości Chrystusowej… I nie dążyło do nauczenia się tego, co starzec mógł czynić dla ludzi i dla Boga. Dlatego tak było, gdyż wyczyn jego życia zakonnego uznawali za niemożliwy dla siebie.

Jednak pewien człowiek o imieniu Mikołaj pozostał u starca, aby uczyć się od niego obcowania z Bogiem i poznania Go.

* * *

Pewnego razu Mikołaj szedł do starca Zosimy i spotkał sługę klasztornego, który nieustannie powtarzał modlitwę: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem!”

Mijając Mikołaja, ten mężczyzna spojrzał na nowicjusza z dezaprobatą i potępieniem:

— Znów do starca idziesz, na litość boską!? Czy usiłujesz z bezbożnika od razu zostać świętym?

— Tak, idę, Zosima wołał do siebie, — spokojnie odpowiedział Mikołaj.

Przyzwyczaił się już do tego, że niektórzy mieszkańcy klasztoru niezbyt lubili go z powodu uwagi, którą poświęcał mu starzec. I chociaż od przeora klasztoru uzyskano zgodę, że to właśnie starzec Zosima przygotuje Mikołaja na mnicha, jednak nowicjusz u wielu wywoływał dezaprobatę, która była spowodowaną zazdrością.

* * *

Mikołaj wszedł do celi starca. Zosima, jak zwykle, z góry wiedział o jego przybyciu. Mikołaj zawsze był zdumiony tym, jak starzec w jakiś niewytłumaczalny sposób wie: kto do niego idzie, o czym człowiek myśli, jakimi problemami jest zatroskany.

Starzec siedział w głębokim spokoju i łagodnie spoglądał na przybysza. W celi panowała szczególna atmosfera, którą dla siebie Mikołaj określał jako Boża Obecność. Jak gdyby nawet powietrze było wypełnione przejrzystą i subtelną ciszą!

Przez jakiś czas obaj milczeli, siedząc blisko siebie.

Następnie Mikołaj zapytał:

— Dlaczego mnisi wkładają tyle wysiłku, w odmawianie modlitwy Jezusowej? Słyszałem i czytałem kiedyś o tej modlitwie. Opowiedz mi o tym. Dlaczego ona teraz nie pomaga? A może jej sekret naprawdę zaginął na wieki?

Dlaczego nie pomaga? — Pomaga!

— Oto teraz spotkałem człowieka, który wciąż powtarza tę modlitwę…

— Ale miłość Chrystusowa z niego nie emanuje, tak?”

— Tak…

A więc nie pomaga modlitwa temu, kto nie zna jej tajemnicy?

— Właśnie…

Otóż, nie ma żadnej tajemnicy!

Nigdy nie było ukryte przed ludźmi to, że najważniejsza rzeczą do rozpoczęcia duchowej przemiany jest poznanie serdecznej miłości! Jezus o tym wyraźnie nauczał — że Bóg jest MIŁOŚCIĄ!

Na tej drodze było wielu niestrudzonych pracowników, którzy próbowali zrealizować praktycznie pouczenia Jezusa.

Szukali sposobu na zanurzenie się w ciszy duchowego serca, która po grecku nazywa się hesychia. * Jest to cisza, w której Głos Boga staje się wyraźnie rozpoznawalny.

Poza tym starali się osiągnąć taką czystość duszy, kiedy światło Ducha Świętego jest widzialne dla spojrzenia serdecznego!

I wybierali oni zakonny styl życia, w którym wszystko jest dla Boga i nic — dla siebie!

Poszukiwali sposobów, jak nie dopuszczać do siebie grzesznych myśli, jak utrzymywać duszę w krystalicznej czystości, jak żyć w ciągłym odczuwaniu Pana Boga.

I wielu z nich odmawiało wezwanie modlitewne: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem!” I powtarzało te słowa nieustannie, w każdej chwili swojego życia — aby umysł nie odstępował od Pana, aby dusza w pokorze chyliła czoło przed Majestatem i Mądrością Boga. I zdarzało się, że dzięki takiej pracy duszy następowało zanurzenie się umysłu do serca — serca duchowego.

Poza tym wzywali Jezusa, aby wstąpił do ich serc. Gdyż nie tylko wierzyli w Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, ale Jego Samego — Żywego i obecnie — zawsze starali się odczuwać! Próbowali nauczyć się rozmawiać z Jezusem — podobnie jak Apostoł Paweł. Żeby prosić o rady Samego Jezusa!

Aby to mogło się zrealizować, trzeba posiąść miłość serdeczną i skierować ją do Pana Boga.

Wielu chciało to osiągnąć, ale nie wszystkim się udało…

Nie wystarczy mieć tylko zrozumienie i pragnienie…

„Stwórz, Boże, we mnie serce czyste…” — tak wielu się modli. Jednak któż to uczyni za człowieka — oczyści jego serce? Kto zmusi go, by postępował zgodnie z pouczeniami Bożymi? Kiedy to on sam właśnie musi pracować nad oczyszczeniem i przemianą duszy!

Co więcej może to być najważniejszym zadaniem w jego życiu!

O tym, że Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo Boże,* — słyszałeś takie słowa? Więc Bóg stworzył pięknego człowieka. Ale dlaczego tak nie jest w życiu? Być może sami ludzie są winni tego, że dusze są zabrudzone?

Gdzie zatem pod mnóstwem szat-powłok zamieszkuje w człowieku najgłębszy Boski Początek?

Jak obraz Boży może objawiać się w ludzkim ciele?

Lub — gdzie Obraz ten jest ukryty?

W czym jesteśmy podobni do Boga?

Co poznali asceci-hesychaści, którzy zgłębili Chrystusową Chwałę, Moc i Miłość, gdy mówili o przebóstwieniu nawet ciała materialnego.

Taka możliwość występuje, gdy duch ludzki łączy się z Duchem Bożym i przejmuje władzę nad ciałem. A wówczas niemoce cielesne i niemoce duchowe podlegają takiej woli człowieka, która zawsze pozostaje w zgodzie z Wolą Bożą!

Jak się tego wszystkiego nauczyć?

Wpierw trzeba uwolnić dusze od nieczystości.

Poprzez skruchę, pokorę i przebaczenie oczyszcza się dusza.

Nie za jednym razem wady duszy odstępują. Skrucha jest wielką pracą nad uświadomieniem sobie własnej niedoskonałości i naprawieniem: i niewłaściwych myśli, i grzesznych uczynków i niedoskonałych emocji.

Stopniowo mnich przyzwyczaja się do życia w nieustającym trwaniu przed obliczem Boga. Nie teoretycznie, lecz realnie stara się nie grzeszyć każdego dnia swojego życia!

A wtedy — jak gdyby między przeszłością a przyszłością, zamiera oczyszczona dusza przed Bogiem i jakby mówi: „Wszystko, co jest we mnie dobrego, jest dla ciebie, Boże! A wszystko co było złego poprzednio — niech zostanie zniszczone! Nie dopuszczę się więcej grzechu — dla Ciebie, Boże!”

Właśnie taka praca — jest Bogu potrzebna! A wtedy — przeszłość zostaje jakby opłukana!

A jeśli za nami jest czystość, to też przed nami jest czystość!

Otóż w tej niesamowitej chwili trwania przed Bogiem — i objawia się wielka cisza: czuła, przejrzysta, nieskończona!

Ale można ją odczuć — tylko wewnątrz otwartego na oścież serca duchowego!

Ty też teraz możesz zacząć uczyć się poznawać ją. Oto proste zadanie dla ciebie na początek:

Czy słyszysz jak bije dzwon? To tak, jakby wzywał ludzi, aby przypomnieli o Bogu…

Dźwięki te wypełniają przestworze — na wiele kilometrów! Rozrastają się i rozszerzają… I w oddali — kiedy dźwięk nie jest już słyszalny — jakby dalej szerzy się cisza, która po nim powstała.

Teraz wyobraź sobie, że jesteś jak dzwon: też pusty w środku i ogromny. I — dzwon zaczyna się kołysać… Nie ma dźwięku, jest tylko ciche wołanie, zwrócone do Wszechobecnego Boga! I cisza wówczas — jak gdyby dzwoni!…

Wsłuchuj się w tą ciszę! W niej — można odczuć Boga!

… Namacalna cisza wypełniała nie tylko przestrzeń wokół ich ciał. Ale ta cisza zdawała się zalewać całą celę… Rozszerzała się również w przestworzu nad małym miasteczkiem położonym nad brzegiem szerokiej rzeki… Szerzyła się i obejmowała wszystkich, którzy zwracali swoją miłość do Chrystusa! Ale obejmowała także tych wszystkich, którzy jeszcze nie poznali tej miłości…

Łagodnie, niczym powietrze, którym oddychają wszelkie istoty, ta cisza wypełniała wszystko dookoła. I wszystko, co istniało, było w niej zawarte…

— To przedziwny cud!… Jakby wszystkie myśli się zatrzymały!… I istnieje tylko ta cisza! — powiedział wielce poruszony Mikołaj.

Tak, teraz poczułeś serdeczną ciszę. To jest jak pierwszy krok. Następnie tę ciszę można wypełnić miłością do Boga.

Czy widzisz świeczkę? Płomień jest ciepły, delikatny, jasny. Języczek ognia unosi się w górę. I jeśli wokół nie ma ruchu powietrza — to jakby nieruchomy jest w swoim płonięciu ów płomień.

Niech podobny płomień miłości do Boga zacznie się jarzyć w twojej piersi — i niech jego światło się szerzy!

A potem — oświetl nim wszystkie zakamarki wewnątrz ciała, aby wypędzić z niego wszystko, co ciemne, ciężkie, mroczne. Cała ciemność — jakby się wypali!

Zanurz też swój umysł w tym świetle.

Niech ręce również wypełnią się światłem! Niech światło płynie przez dłonie — tak jak u Apostołów, gdy nałożeniem rąk uzdrawiali ludzi ze schorzeń!

Cały tułów i nawet nogi — niech owe światło wypełni. Podobnie jak naczynie przezroczyste wypełnia się wodą — tak ciało niech zostanie zalanie światłem!

Wiele razy trzeba to powtarzać! Należy pracować nad przemianą i duszy, i ciała! A wtedy — z czasem — ciało może stać się naczyniem dla Ducha Świętego, źródłem Światła Bożego! Podobnie jak płomień świecy emanuje światłem — tak też człowiek może nosić wokół swojego ciała taki równy i miękki ogień miłości!

A potem… Tak, ludzkie ciało może naprawdę stać się nosicielem Obrazu Boga — wewnętrznego Chrystusa!

W ten właśnie sposób ucz się zdobywać ciszę duszy, rozpalać w sobie miłość do Boga!

Gdy poczujesz ciepło i światło w duchowym sercu rozszerzonym i oczyszczonym — wzywaj Pana Jezusa do swojego serca! I wtedy poznasz, że Bóg jest Bogiem Żywym!

* * *

W tym tym momencie do celi starca Zosimy wszedł ten sługa, którego spotkał po drodze Mikołaj.

On pokłonił się starcowi.

— Witaj Rodionie! — powitał go Zosima.

Zgrzeszyłem, potępiając bliźniego. Pomóż! Powiedz mi: jak wymazać modlitwami ten grzech? — nie patrząc w stronę Mikołaja, rzekł Rodion.

Ależ proszę bardzo — ten bliźni jest przed tobą! Proś o przebaczenie i za innym razem nie miej złych myśli. To wystarczy!

Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Minęło kilka minut w głębokiej ciszy, zanim Rodion, zwracając się do Mikołaja, wyrzekł:

— Wybacz mi!…

I tak lekko zrobiło się na sercu i u Mikołaja, który nie chował urazy, i u tego człowieka…

— Czy odczuwacie teraz Radość Bożą? — zapytał starzec z uśmiechem.

Mikołaj skinął głową w milczeniu.

A z oczu sługi Rodiona trysnęły łzy…

Jak mam się teraz modlić? Jak żyć? Co robić? — wyszeptał.

Starzec Zosima milczał przez chwilę, a potem zaczął opowieść:

Pewnego razu podczas adwentu przyszła do mnie kobieta z dzieckiem. O co prosiła — już nie pamiętam. Ale to, o co zapytał jej syn, zapamiętałem na całe życie. On mówi:

Oto Boże Narodzenie: nadchodzą urodziny Jezusa! Chcę Mu podarować prezent. Przecież ludzie dają sobie nawzajem prezenty świąteczne, a Jezusowi nie dają… Powiedz: co Mu najlepiej sprezentować? Zapytaj Go o to… Co jeśli ma jakieś marzenie, a ja o nim nie będę wiedział?

A czy ty sam zastanawiałeś się, jaki prezent od ciebie chciałby Jezus dostać?

Myślałem… długo myślałem, co by Go ucieszyło, ale z pewnością ma w Niebie wszystko. To, czego On sam zapragnie, natychmiast mu się ukaże! Dlatego właśnie mam problem i stąd moje pytanie…

Wtedy powiedziałem mu tak:

Jezus uczy ludzi kochać Boga: Ojca i Stwórcę wszystkiego, co istnieje! Jezus także uczy nas kochać naszych bliźnich. Mówił On, gdy głosił, że to dobro, które człowiek uczyni innemu człowiekowi, — wyświadczy to samemu Jezusowi. To jest właśnie tym podarkiem, który Pan Bóg Sam Sobie nie może zrobić w żaden sposób! Tylko człowiek, czyniąc dobro, przynosi takie dary Bogu!

I nie tylko jeden dzień w roku ludzie mogą tak postępować. Ale jeśli żyją w ten sposób każdego dnia, — to jest to wielka radość dla Boga!

Ty też, Rodionie, możesz próbować żyć w ten sposób!

A gdy kochasz swego bliźniego, to każde twoje dobre słowo może mieć cudowne działanie!

Rodion wtedy opuścił celę szczęśliwy: możliwe, że po raz pierwszy w życiu przez kilka chwil poczuł to, co określają słowem miłość…

… Mikołaj zapytał:

Dlaczego nie nauczyłeś go tego, czego mnie teraz uczysz?

Wiele razy próbowałem nauczyć tego wszystkich… powiedział starzec Zosima.

Ale dopóki dusza człowieka — jak nieposprzątana chata, pełna niepotrzebnych gratów, brudem myśli i uczynków niesprawiedliwych jest zapchana, dopóki człowiek tego nie widzi, nie rozumie i nie chce się przemieniać dla Boga, dopóty nie można mu pomóc! Bardzo powoli, zrozumienie przychodzi do takich ludzi…

Trzeba wiele cierpliwości, aby nawet w małym stopniu wyprostować ich życie, aby choć trochę im pomóc…

Oto Rodion zrobił mały krok w stronę światła i miłości… A może jutro o tym zapomni…

I okazuje się, że nie jest to takie proste — nauczyć się kochać Boga!

A tobie powinno się to udać…

* * *

Mikołaj znów przypomniał sobie wewnętrzną ciszę i ciepło w sercu — przedziwny cud, którego doświadczył.

Spróbował przywołać Jezusa.

I — wydawało mu się, że narastający stan miłości — już więcej nie mieści się w jego piersi!…

Mikołaj ze wszystkich sił starał się nie utracić tego cudownego stanu Obecności Boga, który odczuł…

A wtedy — zobaczył Jezusa!

Wszystko inne w tym momencie jakby przestało istnieć…

Cela była wypełniona miękkim, przezroczystym, lekko złocistym światłem. I w tym blasku — stał Jezus. Żywy Jezus! A nie wizerunek z jakiejkolwiek ikony!

Spojrzenie czułych oczu Jezusa przenikało w największe głębiny duszy! Jego lekko kręcone włosy spływające na ramiona nieco falowały w ledwie uchwytnych poruszeniach Światła, jakby muskane delikatnym wiatrem.

Jezus podszedł do Mikołaja i dotknął go Swoją Ręką. Ciało Jezusa nie było materialne, ono składało się ze Światła i przenikało wszystko, co materialne. Ale Jego dotyk był całkiem odczuwalny!

Jezus powiedział:

Chciałeś Mnie zobaczyć! Chciałeś wiedzieć, że jestem realną osobą! Oto jestem przed tobą: Ja, który poznał Boga Ojca, Ja, który zmartwychwstałem w Świetle i Prawdzie, — mogę być tutaj i rozmawiać z tobą!

Możesz się uczyć wykonywać na Ziemi Moje Dzieło! Możesz pomagać ludziom w rozumieniu Praw Boskiej Mocy, Która rządzi życiem wszystkich istot!

Możesz pomagać ludziom — realnie! — żyć zgodnie z Moimi przykazaniami miłości, a nie tylko przestrzegać pewnych przyjętych zasad i obrzędów! Aby się tego nauczyć, sporo pracy czeka na ciebie! Masz na to Moje błogosławieństwo!

… Kiedy Jezus skończył mówić, Jego oblicze zaczęło powiększać się coraz to bardziej, ogarniając przezroczystym Światłem przestrzeń… Tak jak poprzednio cisza wypełniała, zdawało się cały świat, tak teraz wszystko dookoła wypełniała — Obecność Jezusa! Jego ogromne czułe Ręce jakby utrzymywali powierzchnię Ziemi, na której żyje mnóstwo ludzi… Byli to ci ludzie, którzy kochają Boga i ci, którzy zapomnieli o Jego istnieniu… A potem Jezus stał się jeszcze większy, coraz to większy… Przestrzeń wypełniła się Jego słowami:

To są Moje dzieci! Kochaj ich tak jak Ja!

… Widziałem i słyszałem Jezusa… wyszeptał Mikołaj.

Zatem zgodnie z Jego słowami od teraz żyj! — potwierdził realność tego, co się wydarzyło, starzec Zosima.

<<< >>>
 
Strona gіуwnaKsi№їkiArtukuіyFilmyFotogalerieWygaszacze ekranuNasze stronyLinkiO nasKontakt