English Español Français Deutsch Italiano Český Polski Русский Română Українська Português Eesti 中文 日本

Współczesna wiedza o Bogu, Ewolucji, sensie życia człowieka.
Metodologia duchowego doskonalenia się.

 
Przypowieść o Bożej pomocy i o tym, jak pomagać ludziom
 

Przypowieść o Bożej pomocy i o tym, jak pomagać ludziom

Żył kiedyś starzec o imieniu Zosima. Mieszkał on w klasztorze w małym prowincjonalnym miasteczku. Dokonywał licznych cudów uzdrawiania. Pomógł mnóstwu osób zrozumieć ich własne problemy i poprawić życie przed Obliczem Boga.

I miał on ucznia — nowicjusza imieniem Mikołaj. Adept bardzo chciał się nauczyć tego, co umiał starzec: zawsze rozumieć Wolę Boga, pomagać ludziom, uzdrawiać ich, mówić odpowiednie słowa, prowadzące do tego, że oni uświadamiali sobie tkwiące w ich duszach problemy.

* * *

Mikołaj był często obecny, gdy starzec przyjmował gości. Próbował zobaczyć i zrozumieć, jak Bóg przyzwala starcowi Zosimie w cudowny sposób poruszać takie głębiny ludzkich dusz, że jego słowa stają się uzdrawiające, a poprzez nakładanie rąk usuwa ból, przywraca wzrok, inne liczne schorzenia bez śladu odstępują z woli Boga, przejawianej poprzez starca…

Pewnego razu Mikołaj zapytał:

— Dlaczego nie mogę uzdrawiać podobnie jak ty, podobnie jak Jezus i Jego Apostołowie? Chciałbym, jak ty, pomagać ludziom, uzdrawiać. Ale mnie się to nie udaje…

Zosima milczał przez chwilę, a potem powiedział:

— To pojawia się nie od razu.

Oto było ci dane ujrzeć wzrokiem duszy Jezusa. Niekiedy już możesz słyszeć głos Boga. A narzekasz…

— Nauczyć się słyszeć Boga — to przecież jest takie łatwe! Ale uzdrawiać, jak ty…

— Teraz pycha przez ciebie przemawia, że nie potrafisz dokonywać rzeczy cudownych. A ty nie poleń się uczyć rozpoznawania Bożej Opatrzności we wszystkim! Zdarza się przecież, że Dzieło Boże można wykonać tylko własnymi rękoma lub wykazać za pomocą prostych słów! Cudu dobroci można dokonać zwykłą pracą, jeśli serdeczna miłość daje temu siłę. Gdyż, póki nasze ręce pracują dla Boga, łączą się one z Boskimi Rękoma!

— Rozumiem to wszystko, uczę się tego. A jednak, ot nałożyłeś ręce — i człowiek jest zdrowy.

— A ty się nie martw! Póki co pracuj — aby w rozmowie z każdym cierpiącym znaleźć właściwe słowa i uśmierzyć ból duchowy, dać nadzieję, wyjaśnić sens życia człowiekowi! A za pomocą słów i serdecznego ciepła — nawet bez widzialnych cudów może być dokonane wielkie uzdrowienie duszy! A z tego — być może będzie nawet więcej dobra, aniżeli z cudownych uzdrowień!

— Ale czy mimo to nauczysz mnie uzdrawiania?

— Na pewno będę uczył! Chociażby teraz zacznijmy.

Istnieje Wielka Cisza! Boską Mądrość i Moc są w niej uzyskiwane. Pozostając w miłości serdecznej — nauczyłeś się już wstępować w tę Ciszę! Tutaj jest wiadome, oczywiste dla duszy: Bóg cały czas mieszka blisko nas. Bóg obejmuje nas ze wszystkich stron! Bóg — On jest wszędzie… I w lewo, i w prawo, i do przodu, i do tyłu, i w górę, i w dół — jakkolwiek daleko się posuniemy — wszędzie jest On!

W każdym źdźble trawy, drzewku, we wszelkiej ptaszynie, kwiatku lub jakiejkolwiek zwierzynie — życie jest podtrzymywane przez Moc Boga! Obok każdej duszy przebywa Miłość Boża, przejawia Siebie we wszystkim. Trzeba tylko uważnie patrzeć!

Wszystko odżywiają i obmywają Jego Błogość i Czułość!

Jego Życiodajne Światło — przenika wszystko! Tak jak powietrze, którym oddychają wszelkie żyjące stworzenia, istnieje zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz każdej istoty — tak dużej, jak i najmniejszej — i każda żyje dlatego, że oddycha — tak samo Boskie Światło, Które widzialne jest dla duchowego serca: Ono jest zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz wszystkiego! Wszystko istnieje i jest napełniane życiem, które pochodzi właśnie od Niego, z Jego Miłości i Wszechmocy!

Zatem jeśli nauczysz się kochać Boga całym swoim sercem, całą duszą — wtedy też w każdej istocie nauczysz się odczuwać oddech Światła Bożego, w każdym przejawie widzieć i rozumieć Wolę Bożą! I przez to nastanie wielki Spokój: Spokój, w którym Miłość Boża Króluje Niepodzielnie!

Oto — wewnątrz i na zewnątrz twojego duchowego serca, jak wewnątrz tej celi i poza nią — jest Bóg Wszechobecny, Wszechmocny, Kochający! Wyobraź sobie — najsilniej jak potrafisz Majestat i Bezgraniczność Boga, Który stworzył wszystko. A potem wyjdź, rozwierając od wewnątrz wewnętrzną przestrzeń duchowego serca! Wyjdź — jakby z ciasnej celi — do Światła Bożego, Które jest wszędzie!

Musisz wiedzieć, że to Światło jest właśnie Duchem Świętym, wielkim Sprawcą Woli Bożej! W tym świetle są Ręce Boga, wypełnione Miłością! Powstają w tym Świetle wtedy, gdy jest dla Nich praca. Jakby znikąd pojawiają się te Czułe Ręce, Które mogą uczynić wszystko. Zarówno uzdrawiać ciała z chorób, kierując Strumień Życiodajnej Mocy Bożej — do tych ciał.

Jeśli ty — z miłością, zapominając o sobie — czynisz dobro, to Bóg działa przez ciebie! I wkrótce to, co wydawało się niemożliwe — urzeczywistnia się! Nieograniczona Moc Boga stoi za uczynkami człowieka, który tworzy dobro w harmonii z Bogiem! A wtedy, gdy człowiek zrozumie, że nie jest jedynym, który się trudzi, ale Bóg w nim pracę dokonuje, — zaczną się dziać cuda!

… Mikołaj uczył się — raz za razem — wchodzić w połączenie się z Duchem Świętym, wprawiał się w odczuwaniu Boskich Rąk, ćwiczył się w widzeniu tego, jak Moc Boża wstępuje do ciała człowieka w celu uzdrowienia…


* * *

Raz do celi do starca Zosimy przyszedł jeden mnich z ich klasztoru…

Był blady i trzymał się za brzuch obiema rękami…

— Starcze, uzdrów mnie, pomóż, męczę się z żołądkiem, nie mogę już tego wytrzymać… — jęknął żałośnie.

— Idź do doktora Fiodora do szpitala, on ci pomoże…, — rzekł starzec Zosima, prawie nie patrząc na zakonnika.

— Dlaczego uzdrawiasz wszystkich przybyszy, ale mnie, swemu, — nie chcesz pomóc? — powiedział urażony mnich.

— Ponieważ ty, mnichu, składałeś śluby Bogu, ale ich nie dotrzymujesz! Jadłeś mięso, piłeś wino — a więc teraz słusznie doświadczasz bólu! — wymówił łagodnym głosem, ale rygorystycznie Zosima.

— Ale wyznałem ten grzech, nasz przeor go odpuścił…

— Mówiłem ci: idź do szpitala! Tam cię wyleczą! Poza tym poproś Boga, aby pomógł ci dostrzec, w czym nie okazałeś skruchy, w czym nie masz racji. Niech Bóg pomoże ci zrozumieć: czym jest czystość życia zakonnego, a czym są grzechy spowodowane własnymi pragnieniami.

Mnich zajęczał jeszcze bardziej z bólu, w nadziei, że wzbudzi litość i współczucie w starcu. I jego ból jakby się nasilił.

Z trudem łapiąc oddech, opadł na ławkę.

Mikołaj, który obserwował to wszystko, co się działo, zapytał starca:

— Czy mogę spróbować mu pomóc? Przecież chcę się nauczyć uzdrawiania!

— Pomóż: towarzysz mu do szpitala!

— Nie to miałem na myśli!…

— Rób, co chcesz… — powiedział starzec i wyszedł z celi do ogrodu klasztornego, który zaczynał się tuż za drzwiami celi.

* * *

Mikołaj starał się robić wszystko, jak pouczał go starzec Zosima. Widział i Światło Ducha Świętego, i liczne Boskie Ręce, Które przebywały w tym Świetle. Jednak te Ręce, jakby nie były mu posłuszne, jakby to Światło nie chciało przynieść choremu uzdrowienie…

Mikołaj przypisał wszystkie te trudności swojej niekompetencji i tym bardziej usiłował uśmierzyć ból mnicha.

W końcu jak gdyby mu się to udało.

Zaskoczenie mnicha nie znało granic:

— O, rany! Więc ty też — teraz umiesz! Ból — jak ręka odjął! Starzec nie potrafił wyleczyć, ale tobie się udało! Widocznie Zosima się starzeje! No proszę! W końcu nauczyłeś się dokonywać cudów!

— Dziękuj Bogu… — powiedział cicho wyczerpany ze znużenia Mikołaj.

Mnich żarliwie się przeżegnał i wyszedł…

— Udało mi się! — Mikołaj powitał radośnie starca, który wszedł do celi.

— Nie jestem pewien… — rzekł cicho Zosima.

— Myślisz, że choroba wróci do niego?

— Zobaczymy… Każdy musi sam ponosić odpowiedzialność przed Bogiem za własne grzechy! Można tylko pomóc człowiekowi zrozumieć, jak się poprawić, jak oczyścić duszę. Trzeba pozwalać ludziom otrzymywać lekcje od Boga…

* * *

Następnego ranka Mikołaj obudził się z bólu. Z nim zaczęło się to wszystko, co działo się wczoraj z chorym mnichem.

Jego pierwszym impulsem było udanie się do starca po radę i pomoc.

Ale na tę myśl lub wskutek próby poruszenia pełnym cierpienia ciałem — ból się nasilił.

Mikołaj zwrócił się z pytaniem do Boga. Zrodziło się zrozumienie, że wczorajsze uzdrowienie nie było dla dobra chorego, że tak łatwe wyzdrowienie ciała — zaszkodziło duszy: nie przeszła ona przez te lekcje o czystości życia zakonnego, które Bóg chciał przekazać, nie zrozumiane, nie uświadomione zostało to zło, które mogło być naprawione.

Mikołaj zaczął przepraszać za popełniony przez niego błąd. Zaczął też zastanawiać się, jak rozmówić się z tym mnichem, aby on zrozumiał.

Ból zaczął ustępować. Jak gdyby ocean Światła Ducha Świętego objął go ze wszystkich stron Czułością i Laską! Malutkim i nieznaczącym w tym oceanie było ciało, które już prawie nie odczuwało bólu! Mikołaj spróbował oczyścić i wypełnić tym Światłem swoje ciało, ale już zupełnie zabrakło mu na to siły…

W tym samym czasie wszedł do niego starzec Zosima:

— Wytrzymaj, zaraz wszystko minie!

Starzec usiadł obok niego i delikatnie pogłaskał Mikołaja po głowie, jak matka pocieszająca małego niegrzecznego chłopca, który nie posłuchał jej rady.

— Tak, już przeszło! — uśmiechnął się Mikołaj, czując, jak pozostałości bólu opuszczały ciało. On błogo się uśmiechał, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście wygląda jak psotny chłopiec, który nabroił: przecież starzec sugerował, że nie należało tego robić, ale kiedy tak bardzo mu się chciało! Toż zechciał poczuć się uzdrowicielem!…

Jakby odpowiadając na jego myśli, starzec rzekł:

— Nie wszystko, co chciało by się uczynić, jest nam dozwolone. Niekiedy Bóg uczy ludzi przez ból: gdy inaczej nie potrafią zrozumieć. I nie wolno usuwać tego bólu zanim nie będzie na to Bożej Zgody!


— Dlaczego więc mnie teraz uzdrowiłeś?

— To — nie ja, to — Bóg! Przecież zrozumiałeś wszystko — toteż Bóg pomógł!

Ja też w swoim czasie niemało bólu zaznałem, zanim zdałem sobie sprawę, że we wszystkim należy być posłusznym Bogu. I nawet za ból — człowiek może Bogu dziękować: za zrozumienie, które zyskuje dzięki bólowi!

Przed udzieleniem pomocy człowiekowi byłoby dobrze wpierw zobaczyć i zrozumieć: co jest korzystne dla tej duszy, a co szkodliwe!

Niemniej jednak lepiej jest spróbować pomóc, niż lękać się udzielenia pomocy z obawy, że „a nuż coś się stanie”. Bez okazywania pomocy — nigdy nie nauczysz się mądrze pomagać!

Teraz powinieneś uczyć się Wielkiego Bożego Spokoju! Wówczas będziesz coraz rzadziej popełniał błędy! Ze swoją pochopna pomocą, będącą w sprzeczności z Wolą Bożą, nie będziesz się spieszył!

Tylko wtedy Bóg będzie mógł objawiać poprzez ciebie Swoją Wolę, gdy twoja wola z Wolą Bożą się łączą — i jedynie Jego Wola pozostaje!

<<< >>>
 
Strona gіуwnaKsi№їkiArtukuіyFilmyFotogalerieWygaszacze ekranuNasze stronyLinkiO nasKontakt